czwartek, 26 marca 2015

20 - To był cudowny występ, Cam.

Otworzyłam oczy. Był koło mnie. Jego ręka nadal mnie obejmowała, a on sam wciąż spał. Więc zmrużyłam powieki na nowo, myśląc nad wszystkim. Za trzy dni musical. Muszę w nim wystąpić. Muszę. Pamiętam jak chciałam się wycofać i Bruno nazwał mnie egoistką. Ugh, muszę przestać przypominać sobie o wszystkim co mówił kiedykolwiek Bruno.
- Śpisz? - usłyszałam szept koło mojego ucha i przewróciłam się na drugi bok.
- Nie.
Zjedliśmy razem śniadanie, a ja próbowałam nie zważać na mieszane uczucia, które były wewnątrz mnie. Nie umiałam powstrzymać euforii i radości, bo był tu Bruno. Ale ciągle myślę też o Emily.
Choć wiem, że nie mogę nic zrobić. Choć wiem, że rodzice Emily dadzą mi znać, gdy tylko ta się wybudzi. Ja to bardzo dobrze wiem.

(...)

Już jutro musical, więc dziś też próba generalna. Przyjechałam dosyć wcześnie na próbę, sama nie wiem czemu. Budynek był jeszcze zamknięty, więc po prostu usiadłam przed nim i zaczęłam słuchać muzyki.
Spostrzegłam Sama idącego w moim kierunku, więc wyjęłam słuchawki z uszu i uśmiechnęłam się.
- Cześć – poklepałam miejsce koło siebie, żeby usiadł.
Nie przywitał się. Zdjął plecak, odłożył go obok, po czym usiadł koło mnie i cicho westchnął.
- Jak tam u Bruna? Przeleciał cię?
Uniosłam brwi i przez chwilę nie byłam w stanie nic powiedzieć.
- Um, w końcu nocowałam u Lucy, bo przecież ty jako mój doradca życiowy przeszkodziłeś nam i...
- Nie trudź się, Cam, wiem, że byłaś u niego następnej nocy.
- Niech zgadnę. Lucy słyszała jak gadaliśmy o tym, tak?
Pokiwał głową.
- Więc co? Zaliczył cię?
- Jesteś ohydny, Sam. Nie.
Odwrócił się w stronę plecaka, żeby wyjąć z niego słuchawki.
- O i to tyle? Tyle chciałeś się dowiedzieć?
- Właściwie to tak.
- Świetnie.
- Świetnie.
- Super.
- Super.
Sam włożył słuchawki do uszu i zaczął mnie ignorować.
Świetnie.
Spędziłam więc czas na smsowaniu z Lucy, starając się unikać tematu Sama. Skończyłyśmy pisać, gdy ta powiedziała, że już wychodzi z autobusu i zaraz będzie na miejscu.
- Wiesz co boli w tym wszystkim najbardziej? - oderwałam wzrok od telefonu, bo to Sam, wyjął słuchawki z uszu i mówił do mnie. - Że jesteś zauroczona tak ogromnym idiotą i nie widzisz jego błędów, wad i chęci zaliczenia każdej laski.
- Nie jestem nim zauroczona.
- Czyżby? Nie widzisz w nim nic złego. Uważasz go za kogoś super.
- Um, tak? Podobnie jak Lucy, Matt i Emily?
- Ale ty... Ty byłaś u niego. Spałaś u niego. Spałaś z nim. Kurna. Sposób w jaki patrzysz na niego. Sposób w jaki śmiejesz się z jego nieśmiesznych żartów. Cam. Ty go... - przełknął ślinę. - Ty go kochasz? Kochasz go. Jesteś zakochana. W nim. W tym idiocie.
- Sam, słyszysz siebie? Nie jestem.
Nie ma mowy, że się przyznam. Oczywiście, że jestem.
- Nie jestem w nim zakochana.
- To tak jakbym powiedział, że ja nie jestem zakochany w tobie.
I już chciałam coś powiedzieć, ale zamknęłam buzię, analizując jego słowa.
- A jesteś? - spytałam cicho, ale wtedy przyszła Lucy, uśmiechając się do nas i siadając pomiędzy nas.
- Cześć – przywitała się.
- Cześć – mruknęłam cicho, w tym samym momencie co Sam.

Po chwili wszyscy weszliśmy do budynku. Zjawił się też Bruno, siadając koło mnie i uśmiechając się. To słodkie, bo on jest słodki. Ale nie umiem o tym myśleć w tym momencie.
Sam cię kocha, idiotko.
Kocha cię od dawna.
A ty spędzasz czas z Brunem na jego oczach.
Dlatego go tak nienawidzi.
Nie wiem, czuję się winna, choć wiem, że nie powinnam. Najgorsze jest to, że nie mam o kim z tym pogadać: Lucy by tego nie przeżyła, Bruno – hm, nie chcę, żeby o tym wiedział, a ostatnią zaufaną osobą jest dla mnie Emily, która... Um, no właśnie.
Próba mi się dłużyła. Choć to ostatnia próba. Ale obecność Sama z jednej strony i Bruna z drugiej sprawiała, że nie mogłam się skupić.
Hm, w sumie to zabawne, bo gadam teraz o chłopakach, miłości, a jeszcze rok temu żaden się za mną nie oglądał. Życie się tak bardzo zmienia, mój świat tak bardzo się zmienił. To jest dla mnie nowe i ja po prostu nie wiem – nie umiem sobie z tym poradzić.
Gdy Mark pozwolił nam opuścić salę i podał dokładne informacje o jutrzejszym występie, dodatkowo chwyciła mnie trema. To już jutro, przed Jennifer Johnson, tymi wszystkimi producentami muzycznymi i... Ugh. Za dużo myśli jak na jeden dzień. Chcę po prostu wrócić do domu i położyć się spać.
Tak też więc zrobiłam, żegnając się z wszystkimi, nie prosząc nikogo o podwózkę. Zamówiłam taksówkę. Nie chcę teraz nikogo o nic prosić. Chcę zostać sama. Z wszystkimi moimi myślami.
Moi rodzice wrócili dziś do domu po kilkudniowej nieobecności. Ciągle gadali jacy to dumni ze mnie są, z tej roli i z tego wszystkiego. Mama co jakiś czas wtrącała tylko, że nie ma czym się denerwować. Ale jest czym.
- Co u Bruna? - spytała nagle.
- O, um. A co miałoby być? Jest w porządku.
- To on gra główną rolę, prawda? - pokiwałam głową. - W sumię nawet niezły z niego przystojniak.
- Mamo – przewróciłam oczami i poszłam do kuchni po chrupki. - Włączcie telewizor, za chwilę zaczyna się mój serial.
Resztę wieczoru spędziłam na kanapie, oglądając tv i próbując unikać tematu Bruna.

(...)

Obudziłam się następnego ranka, słysząc jakieś rozmowy na dole.
- O, tak, tak, jest na górze. Camila! Masz gościa!
A po chwili usłyszałam ten cudowny, najcudowniejszy na świecie śmiech.
- Wchodzę do góry, Cam! - jego głos rozbrzmiał w moich uszach, a ja po prostu się uśmiechnęłam.
Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stanął Bruno, który był idealny jak zawsze.
O, czekajcie.
Jestem w piżamie.
Bez makijażu.
W poplątanych włosach.
Super.
- Hej – przywitał się, pochylając się nad moim łóżkiem.
- Hej – przysłoniłam część twarzy kołdrą. - Ubiorę się i zejdę na dół.
Bruno uśmiechnął się tylko, po czym pochylił się nade mną, kładąc ręce po obu moich stronach.
Tak bardzo uwielbiam jak tak robi.
- Wiesz w ogóle która godzina, słońce?
Spojrzałam na niego pytająco.
- 11. Za dwie godziny i pół godziny mamy być przed budynkiem i...
- CO PROSZĘ? - wrzasnęłam i zerwałam się z łóżka, po czym pobiegłam do łazienki.
Zaczęłam robić wszystko w pośpiechu, umyłam zęby, włosy, ubrałam jakieś dresy, zjadłam śniadanie i nawet nie zadałam sobie pytania, gdzie jest Bruno. To wszystko zajęło mi godzinę, a potem szybko pobiegłam do pokoju, by rzeczywiście przygotować się do występu.
Tam był Bruno. Siedział na krześle i coś przeglądał.
- Ej, to album z moimi zdjęciami?
- Byłaś słodka – uśmiechnął się.
- Nadal jestem – zachichotałam i podeszłam do szafy, wyciągając rzeczy, które miałam ubrać. Poczułam wtedy jego obecność za mną, jego oddech na mojej szyi i jego ręce wokół mojej talii.
- Racja. Nadal jesteś.
Motylki w brzuchu Przez kolejną godzinę robiłam makijaż i te wszystkie inne dziewczęce sprawy, a Bruno tylko patrzył na mnie i co chwilę pytał który kosmetyk do czego służy.
W końcu wyszliśmy, a ja zrozumiałam co się właściwie dzieje i dokąd jadę teraz z Brunem. Za chwilę będzie nasz musical, musical, na który tak długo się przygotowywaliśmy.
Byliśmy przed budynkiem akurat na czas. Nie wiem jak to możliwe. Czekały nas tam jeszcze małe próby, powtórzenia, po czym pomagaliśmy przenosić rekwizyty. Zauważyłam, że Sam mnie unikał, może to i nawet lepiej, nie wiem.

Ale w końcu musiał nadejść ten moment. Moment musicalu. O 15 wszyscy zaczęli się już zbierać w sali. Ja i Bruno (ponieważ graliśmy główne role) staliśmy przed wejściem razem z Markiem i witaliśmy gości. Myślałam, że zemdleje, gdy uścisnęłam dłoń Jennifer Johnson. JENNIFER JOHNSON.
- Widzisz tamtych gości? - szepnął nagle do mnie Bruno. - To producenci muzyczni. Mam nadzieję, że mnie jakoś zauważą.
- Idź, pogadaj z nimi.
- Co mam powiedzieć?
- Co masz powiedzieć? Gdzie twoja pewność siebie, Peterze Hernandezie? Czy ty się denerwujesz? - zaśmiałam się.
- Nie? Znaczy... Okej, podejdę do nich.
- Więc idź.
- Idę.
- Świetnie.
- Fantastycznie.
I ruszył w kierunku trzech mężczyzn ubranych w garnitury.
Wszyscy goście byli już w budynku, część z nich na swoich miejscach, a część na hallu, choć do musicalu pozostało jeszcze 20 minut. Zaczęłam więc bez celu włóczyć się po budynku. Poszłam za scenę i wyjrzałam zza kurtyny. Zauważyłam swoich rodziców na wyznaczonych miejscach i ujrzałam to puste miejsce obok nich, które było zarezerwowane dla Emily. Zamknęłam oczy i zaczęłam oddychać głęboko, byleby się nie rozryczeć.
- Powodzenia – usłyszałam znajomy głos. Sam.
- Powodzenia.
Chłopak zaczął iść gdzieś, gdzie stało większość aktorów.
- Sam? - nie odwrócił się. - Sam, możemy dokończyć tamtą rozmowę?
Nic. Zero reakcji.
- Sam?
W takim razie okej. Może tak ma być.

Niedługo po tym na sali zrobiło się ciemno i zapaliła się jedna lampa na scenie. Na środek wyszedł Mark i zaczął opowiadać o musicalu. I rzeczywiście. Wszystko się zaczęło. Wszystkie te sceny. Wszystkie piosenki. Wszystko.
Musical zbliżał się ku końcowi i póki co nie było żadnej klapy. Myślę, że było nawet całkiem fantastycznie. Zeszłam teraz ze sceny, bo właśnie śpiewał Bruno. Nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo idealny on jest. Stoi teraz sam, przed tym ludźmi, z gitarą pod pachą. Jego śpiew to perfekcja. Jest jak artysta. Prawdziwy, szczery artysta. Wzrokiem zaczęłam szukać na widowni tych producentów muzycznych, z którymi gadał. Kiwali głowami i uśmiechali się. Aż sama uśmiechnęłam się na ten widok. Głos Bruna jest taki perfekcyjny. Ugh.
I w końcu nadszedł moment ostatniej sceny, a ja zaczęłam się trząść. Bo chwila. Bruno mnie teraz.. On mnie teraz...
- Camila? Gdzie jest Camila? - usłyszałam zaniepokojony głos Marka i szybko wybiegłam na scenę.

(...)

-
Gdybym wiedział, że znów pojawisz się moim życiu, to nie zrobiłby tych wszystkich rzeczy – powiedział Bruno, chwytając moją dłoń. Wszystko działo się tak, jak na tych wszystkich próbach. Ale dziś miało być inaczej. Teraz to nie jest próba. Teraz wszystko gramy do końca, tak jak powinno być.
Spojrzałam w jego oczy, te cudowne, czekoladowe oczy. A Bruno przysunął się bliżej. Czułam jego oddech. Jego usta były tak blisko moich. I tak, to jest ten moment. Bruno delikatnie musnął moje usta, a potem złączył je ze swoimi w delikatnym pocałunku. O Boże. Czy mówiłam już o tym jaką on jest istną perfekcją? Tak bardzo mi tego brakowało. Brakowało mi go. A teraz rzeczywiście się całujemy. Kocham go. Tak bardzo, bardzo go kocham.
Nawet nie wiem kiedy kurtyna opadła. Odsunęłam się niechętnie dopiero, gdy poczułam rękę Marka na moich ramionach.
- Poszło wam świetnie – pochwalił nas.
Uśmiechnęłam się.
Odwróciłam się w stronę kurtyny i wyjrzałam zza niej. To rzeczywiście koniec. Koniec musicalu. Przed chwilą całowałam się z Brunem. O jeny. Dobra, przecież tak było w scenariuszu. To nic takiego, to nic, że...
Poczułam czyjeś ramię, które popchnęło mnie lekko na ścianę. To był on. To był Bruno. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Chwycił moje ręce, przyciskając je lekko do ściany. Jego usta szybko zbliżyły się do moich. I zrobił to. Tak niespodziewanie. Połączył nasze usta.
Gdy już się odsunął, spojrzałam na niego, próbując uspokoić motyle w moim brzuchu. Co to miało być? On zrobił to sam z siebie. Tak po prostu. Może coś teraz powie? Musi powiedzieć. Może to znaczyło dla niego coś więcej? Może...
- To był cudowny występ, Cam. - szepnął mi na ucho, po czym cmoknął moje usta i wyszedł, pozostawiając mnie samą z moimi nieogarniętymi myślami.

 Jestem, jestem, nie umarłam!! Ostatnio dużo się wydarzyło, ale ja naprawdę ciągle pamiętam o tym opowiadaniu, uwierzcie! Zawsze przed snem myślę co napisać dalej. A więc jestem i dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Postaram się napisać kolejny odcinek szybciej. Może w tą przerwę wielkanocną znajdę czas. Miłego czytania ♥