sobota, 3 stycznia 2015

1 - Wygląda mi na typowego podrywacza

Dziś zakończenie roku szkolnego. Został jeszcze tylko rok nauki i nareszcie kończę szkołę. Naprawdę się cieszę. A najpiękniejsze jest to, że został jeszcze tylko rok z moją klasą. Nie cierpię tych ludzi. Niezgodność charakterów, tak, uznajmy, że to dlatego się z nimi nie dogaduję.
Wstałam w końcu z łóżka, ubrałam białą bluzkę i czarną spódniczkę, do tego jakieś buty na małym obcasie. Czas było wychodzić.
Weszłam na wielki hall szkolny, gdzie zebrali się wszyscy uczniowie. W tłumie znalazłam swoją jedyną pociechę, jedyną najprawdziwszą przyjaciółkę – Emily. Rzuciłam okiem na miejsca gdzie siedziała moja klasa. Hm, nawet na mnie nie spojrzeli. Czasem zastanawiam się czy na pewno wszyscy znają chociażby moje imię. Bez namysłu usiadłam z dala od tych ludzi i zajęłam miejsce koło Emily.
- Hej – odezwała się, gdy już przestała całować się ze swoim chłopakiem Mattem. Zauważyłam, że bardzo lubią publicznie okazywać sobie uczucia.
- Hej – uśmiechnęłam się.
Po przemówieniu naszego dyrektora mieliśmy rozejść się do swoich sal. Usiadłam w swojej ukochanej ławce pod oknem. Jeszcze tylko rok siedzenia samotnie.
- Camila Carter – przemówił nasz wychowawca, a ja podeszłam po mój dyplom.
Uh, właśnie, zapomniałam wspomnieć – jestem Camila.
- Hm, jedna z najlepszych uczennic w całej klasie – nauczyciel spojrzał na mnie z uśmiechem. Próbowałam odpowiedzieć tym samym. Nie jestem żadną kujonką, po prostu byłam skazana na pilne słuchanie cały rok, bo co innego miałam do roboty? Większość zapamiętuję z lekcji, a do tego szybko uczę się nowych rzeczy. Nie, nie przesiaduję z książkami całymi dniami.
Wszystkie głowy zwróciły się w moim kierunku, jakby sobie przypomnieli, że jestem w tej klasie.
- Dziękuję – odebrałam dyplom.
Teraz mogę już iść do domu i na dwa miesiące zapomnieć o szkole i o ludziach stąd. Teraz jedyne czym będę sobie zaprzątać głowę to to, co wziąć na dwutygodniowy wyjazd z Emily i jej wujkiem. A lecimy w najpiękniejsze (moim zdaniem) miejsce na Ziemi jakim są Hawaje. HAWAJE. To było jakieś moje głupie marzenie od lat, żeby tam polecieć. I naprawdę tam lecę. Wujek Emily dostał pracę w jednym z tamtejszych hoteli i zabiera nas ze sobą!

(...)

Dziś dzień wylotu. Razem z Emily i jej wujkiem oddaliśmy nasze walizki, poszliśmy na odprawę i zrobiliśmy te wszystkie nudne rzeczy, które robi się na lotnisku. Lot był zwyczajny i niczym się nie wyróżniał. Wysiadanie z samolotu i odnajdywanie swoich walizek też było normalne. Dopiero potem przypomniałam sobie, że jestem na Hawajach. Jak tu pięknie.
Nasz hotel, który był oddalony od lotniska tylko parę kilometrów, był ogromny i nowoczesny. Przed jego wejściem rosło pełno kolorowych kwiatów. Z daleka słyszalny był już szum morza. Po prostu idealnie.
- Aloha – przywitał nas jakiś gość na recepcji. Wujek Emily zaczął rozmawiać z nim o tym, że został tu przyjęty, blablabla. Potem facet z recepcji, który jak się okazało miał na imię Steven zaczął oprowadzać nas po hotelu. Pokazał wujkowi Emily, gdzie dokładnie będzie pracował (czyli w kuchni), a potem zaczął prowadzić nas do naszych pokoi. Ja i Emily w jednym, jej wujek w drugim. Przeszliśmy przez obszerny hall. Steven cały czas coś opowiadał, jednak ja na chwilę wyłączyłam myślenie. Przechodziliśmy właśnie koło piątki jakichś chłopaków. Mieli koszulki z nadrukiem nazwy hotelu, domyśliłam się więc, że byli to jacyś animatorzy czy ktoś w tym stylu.
Jacy. Oni. Przystojni.
Nic.
Nic nie mówiłaś, Cam, ogarnij się.

Czemu patrzę na nich jak jakaś nienormalna, ugh.
Steven miał zamiar po prostu przejść obok nich obojętnie, a ja jak głupia zwolniłam kroku. Widziałam tylko jak jeden z nich szepcze coś do niskiego mulata. W tym momencie tamten odwrócił się, dotknął językiem skóry na swoim policzku i uśmiechnął się. Zawał?




Błagam, powiedzcie, że nie tylko ja widząc chłopaka w moim typie uśmiecham się jak jakaś idiotka (nie mam na myśli teraz atrakcyjnego uśmiechu niczym Selena Gomez). To wkurzające, bo nigdy nie mogę przestać.
- Tu są wasze pokoje – powiedział po chwili Steven. - Miłego dnia!
Ciągle myślałam o uśmiechu tamtego mulata. Nieważne.
Razem z Emily poszłyśmy do jadalni, żeby zjeść jakieś ciastko czy coś w tym stylu. Zjadłam szybciej i powiedziałam przyjaciółce, że muszę iść do toalety. Zaczęłam rozglądać się po tym ogromnym hotelu, zastanawiając się gdzie może być łazienka. Nie chciałam z powrotem zasuwać do naszego pokoju. Odwróciłam się i wpadłam na...
- O, przepraszam – odezwał się mulat, ten sam mulat. Jego głos był taki niesamowicie niesamowity. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Stałam zaledwie kilka centymetrów od niego, przez co dokładnie czułam jego cudowne perfumy.
- Szukasz czegoś? - podrapał się za głową.
- Ym... Właściwie to tak. Łazienki.
Chwycił delikatnie mój nadgarstek i pociągnął za sobą.
- Do końca tego korytarza i w prawo – wciąż trzymał moją rękę.
- Dzięki – chciałam pójść, ale mulat nie chciał mnie puścić. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, a ten znów się tak cudnie uśmiechnął.
- Miłego pobytu – chłopak puścił moją rękę i poszedł.
Miał tak ciepłą dłoń.
Wróciłyśmy z Emily do pokoju i rozpakowałyśmy swoje rzeczy.
- Idziemy na plażę? - zapytała dziewczyna.
- Tak, jasne.
Tłum na plaży był ogromny.
- Słuchaj, znajdę coś do picia, a ty zajmij leżaki – poleciłam i poszłam w stronę baru.
Co? Świetnie, barmana nie ma. Poczekam, nic innego nie mam do roboty.
- Oprócz baru mamy też stoisko z napojami – usłyszałam głos za sobą. To był jeden z tej piątki, która stała na hallu. Rozpoznałam w nim gościa, który szeptał coś do mulata o ślicznym uśmiechu.
Facet wyglądał na 20 parę lat. Zaprowadził mnie do stoiska.
- Co będzie? - zapytał.
- Cola. Dwie cole.
Mężczyzna nalał napój do dwóch plastikowych kubków.
- Jak ci się tu podoba? - zagadał.
- Oh, cóż, dopiero dziś przyjechałam – odezwałam się nieśmiało. - Ale pierwsze wrażenie jest niesamowite.
- Też tak uważam. Tak w ogóle to jestem Phil – facet podał mi rękę.
- Camila – uśmiechnęłam się.
Nie byłam przyzwyczajona do tego, że jakiś chłopak po prostu do mnie zagaduje. Dobra, pewnie płacą mu za to, że zajmuje się gośćmi.
- Jesteś animatorem? - zapytałam.
- Bardziej show-manem. Występuję tu ze swoim kumplem. Śpiewam. Ale jeśli czegoś będziesz potrzebować zawsze możesz się do mnie zgłosić. O, albo do niego! - wskazał ręką na... mulata. Szedł koło jakiejś dziewczyny zaskakująco podobnej do Emily. Hm. - Ma na imię Peter, ale wszyscy nazywają go Bruno – kontynuował.
Czy to możliwe, że obok niego serio idzie Emily?
- Bruno mówisz. Hm, okej. Dzięki za wszystko – powiedziałam i wzięłam do ręki dwa plastikowe kubeczki. Ugh, to Emily.
Odchrząknęłam, kiedy byłam już niedaleko nich. Emily odwróciła się, a wraz z nią Bruno.
- Emily, co robisz? Miałaś zająć leżaki.
- Przepraszam, ale ten tutaj wylał na mnie Fantę. Rozumiesz, na moją ulubioną bluzkę – dziewczyna przewróciła oczami, a Bruno zaśmiał się. Jakie on ma śliczne dołeczki. Nieważne. - Więc idziemy z tym do pralni.
- Ten tutaj co wylał Fantę ma na imię Bruno – odezwał się.
Wiem dobrze jak masz na imię.
- A ty?
- Ja? Yy. Camila.
- Śliczne imię.
- Zaprowadzisz mnie do tej pralni? - powiedziała zniecierpliwiona Emily.
- Ugh, tak, już – odwrócił wzrok ode mnie i zaprowadził nas do jakiegoś pomieszczenia. - Musisz tam wejść i oddać ubranie.
- Domyśliłam się.
Bruno zaśmiał się. Znów te śliczne dołeczki. Emily poszła, a ja zostałam sama z Brunem. Chłopak wyjął z kieszeni swoich spodni paczkę papierosów. Ugh, w tym momencie czar jego anielskiej postawy prysł. Zmarszczyłam czoło.
- Chcesz? - papieros zwisał z kącika jego ust. Chyba nie domyślił się skąd mój grymas na twarzy.
- Nie. To obrzydliwe.
- Nie obrzydliwe, raczej seksowne – wypuścił dym z ust.
U ciebie jest akurat bardzo seksowne, zgodzę się.
- Nigdy nie paliłaś, co?
Pokręciłam głową.
- Może czas spróbować.
- Nie, dzięki.
Bruno zrobił parę kroków do przodu, przez co ja odsunęłam się do tyłu. W wyniku tego oparłam się o ścianę. Bruno oparł o nią rękę tuż nad moją głową. Chłopak wypuścił dym z ust prosto w moją twarz.
- Tchórz z ciebie, Camila.
W tym momencie Emily wyszła z pralni, a Bruno odsunął się ode mnie.
- Jeszcze raz przepraszam za ten incydent z Fantą – zwrócił się do Emily. - Wynagrodzę ci to jakoś – przygryzł dolną wargę.
- Ciekawe jak.
- Mogę ci pokazać okolicę. Ewentualnie moją sypialnię – wiem, że żartował, ale powiedział to w taki sposób, że przeszły mnie dreszcze.
- Nie wiem czy ktoś zajęty z chęcią będzie oglądał sypialnię innego faceta – powiedziałam, a Bruno zdziwiony odwrócił się w moim kierunku. Wzruszyłam ramionami.
- A ty? Ty jesteś zajęta?
Emily zaśmiała się, a ja wysłałam jej ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie.
Uśmiechnął się z jakąś satysfakcją. Zapadła głupia cisza.
Czemu mi nie zaproponujesz wspólnego wyjścia? - Bruno! - usłyszeliśmy gdzieś z daleka.
- Czas na mnie – powiedział, po czym spojrzał na moje usta. Co oznacza, jeśli facet spogląda na twoje usta? Pewnie nic. Ale w sumie to czemu o tym myślę?
Bruno po chwili poszedł.
- Wygląda mi na typowego podrywacza – powiedziała Emily, a ja tylko skinęłam głową.

 




4 komentarze:

  1. Brunz gapi się na usta... Ooo ho ho szykują sie szalone dwa miesiące :P

    OdpowiedzUsuń
  2. zaczyna mi się tu podobać....mam nadzieję,że nie znikniesz szybko :)
    http://iwus2107.pinger.pl/ <--------a tutaj trochę moich wypocin. Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohohohohoho dziewczyno, kocham Cię <3 Teraz już się mnie tak łatwo z tąd nie pozbędziesz :D :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie też nie :3 1 rozdział super!

    OdpowiedzUsuń