środa, 21 stycznia 2015

8 - Myślę, że on cię lubi

20 stycznia. Czy ktoś może kojarzy co miało się wydarzyć tego pięknego dnia? Tak, casting do musicalu.
- Bez stresu, kochanie – Tony trzymał ręce na moich ramionach, gdy czekaliśmy na moją kolej.
- Camila Carter – zawołał jakiś gość, a ja wiedziałam, że to ten moment. Co ja tu robię? Czemu Tony mnie namówił?
- No dalej, idź, idź! - Emily też była cały czas przy mnie. Wspierała mnie w każdym momencie. Razem z nią przyszedł też jej chłopak, Matt, który bardzo polubił się z Tony'm. Żałowałam tylko, że nie ma tu Caroline, która pewnie powiedziałaby mi teraz coś bardzo mądrego, a ja zupełnie zapomniałabym o stresie. Ale niestety Tony „przypadkiem” zapomniał poinformować ją o castingu.
Poszłam do jakiejś sali i tam odegrałam tą całą swoją szopkę, do której przygotowywałam się dwa tygodnie. Kamienne twarze „jurorów” (o ile tak można ich nazwać) wcale mi nie pomagały. Nie wiedziałam co o mnie myślą. Czy jestem do bani czy może ich zaskoczyłam? Nic konkretnego nie powiedzieli, jedynie mi podziękowali. A potem miałam zwyczajnie udać się do wyjścia. Czułam jak przechodzą przez moje ciało dreszcze.
- I jak? - Emily naskoczyła na mnie pierwsza.
- Nie wiem. - zmarszczyłam czoło. - Za tydzień będzie ogłoszenie wyników.
Tony ciągle na mnie patrzył, przez co ja uśmiechnęłam się.
- Chodźmy coś zjeść.

(...)

Minął tydzień, a ja znów pojawiłam się w tym samym miejscu co ostatnio. Rozejrzałam się dookoła i usiadłam na jakimś wolnym krześle. Niestety nikt nie mógł być dziś tutaj ze mną. Tony, Emily i Matt czekali na mnie przed wejściem. Nagle obok mnie przeszła dziewczyna mniej więcej w moim wieku, upuszczając stertę jakichś kartek. Westchnęła z poirytowaniem i schyliła się po papiery. Pomogłam jej pozbierać kilka z nich.
- Dzięki – powiedziała. Była bardzo zestresowana.
- Nie ma sprawy. Przyszłaś na ogłoszenie wyników? - wypaliłam z jakimś durnym pytaniem, bo to chyba było oczywiste.
- Tak. Mogę... Mogę się dosiąść? - zapytała, a ja skinęłam głową. - Tak w ogóle jestem Lucy.
- Camila – przywitałam się.
Lucy była niska i miała jasnobrązowe włosy. Mimo wielkiego stresu jaki ją ogarniał, biło od niej pozytywną energią. Zgłosiła się do jakiejś drugoplanowej roli ze śpiewem.
- Z drogi! - usłyszałam piskliwy głos za sobą.
- Och, idzie księżniczka – przewróciła oczami Lucy.
- Księżniczka?
- Madeline. Udało mi się ją poznać na castingu tydzień temu. Chyba powinnam czuć się zaszczycona. - zaśmiała się.
Madeline usiadła na szczęście gdzieś daleko od nas.
- Wzięła udział w castingach do kilku ról. Oczywiście do roli głównej też, więc uważaj, bo jak wygrasz, to panna Madeline nie da ci żyć.
Szczerze to nawet się wystraszyłam, bo ta cała laska wyglądała na typową zbyt pewną siebie dziunię, która zawsze dostaje to, czego chce. Takie moje pierwsze odczucia.
Po chwili nadano komunikat, że ogłoszenie wyników do roli Lucy zacznie się za pięć minut w sali A2. Pożegnałam nowo poznaną dziewczynę i czekałam na swoją kolej. Opanował mnie jeszcze większy stres. Za chwilę wszystkiego się dowiem.
Może opowiem w ogóle o czym jest musical i czemu tak bardzo zależy mi na roli.
Otóż jest o jakiejś niespełnionej miłości, o dwóch zakochanych w sobie ludziach, którzy spotykają się co jakiś czas przypadkowo. Ciągle odchodzą i wracają. Ale to nieważne. Ważne jest to, że musical będzie oglądała Jennifer Johnson, znana i ceniona reżyserka moich ulubionych filmów. Co jeśli uzna, że jestem serio dobra? Może nawet zaprosi mnie do współpracy?
- Uwaga, uwaga! Ogłoszenie wyników castingu do głównej roli damskiej odbędzie się za 5 minut w sali A6.
Cholera.
Ruszyłam korytarzem, a za mną również panna Madeline, a także z 10 innych dziewczyn. Czekałyśmy wszystkie razem w jednej sali. Żadna z tych lasek nie wydawała się być na tyle sympatyczna, by do niej zagadać. Wpatrywałam się więc bez celu w moje czarne conversy i uspokajałam swój przyspieszony oddech.
Nagle do sali przyszła jakaś kobieta i zawołała nas do siebie. Z kamienną twarzą podała nam kartki z wynikami i
O mój Boże.
Dostałam się.
Zagram główną rolę.
Zaczęłam piszczeć ze szczęścia. Czułam na sobie wzrok wszystkich dziewczyn (w tym Madeline), ale nie przejmowałam się tym. Dostałam się. DOSTAŁAM SIĘ.
Wybiegłam z sali jak poparzona, dowiadując się, że o godzinie 15 cała obsada ma się zjawić w sali B5. Odnalazłam Lucy i dowiedziałam się, że i ona dostała swoją upragnioną rolę. Potem poszłyśmy razem do sali, gdzie wszyscy już na nas czekali.
- Witam was, szczęśliwców! - przywitał nas jakiś facet. - Nazywam się Mark Collins i jestem reżyserem tego musicalu. Dostaniecie tutaj kontrakty do podpisania. Nasz musical ma obejrzeć Jennifer Johnson, dlatego nie ma wycofywania się. Jeśli ktoś nie zgadza się z jakimś punktem w formularzu to proszę mi to zaalarmować i poszukamy kogoś nowego na wasze miejsce.
Mark rozdał nam wszystkim kartki i zaczęłam czytać ten cały kontrakt.
- A, jeszcze jedno. Myślę, że powinniście się najpierw trochę poznać. Na drzwiach wisi lista waszych imion i nazwisk wraz ze zdjęciami i granymi rolami.
Podeszłam do wywieszonej kartki i na liście ujrzałam... Madeline. Gra jakąś mniej ważną rolę. Wzrokiem zaczęłam szukać kolesia, który gra główną rolę męską i będziemy razem odgrywać, że jesteśmy w sobie zakochani. Chyba warto go poznać, prawda?
Po chwili poczułam czyjeś ręce na moich ramionach.
- Cześć – usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś chłopaka. - Jestem Sam.
Sam miał ciemne włosy, niebieskie oczy i był dosyć wysoki.
- Oh, hej. - odpowiedziałam trochę niepewnie, bo tak, nie byłam przyzwyczajona, że chłopacy mówią do mnie 'cześć', nawet jeśli w ostatnim czasie zdarza się dużo takich sytuacji. (NIE myślę teraz o Brunie, bo to byłoby bez sensu).
- Grasz główną rolę. Whoa. - zaśmiał się.
- Tak, em, a ty grasz...? - szczerze to miałam nadzieję, że to on będzie grał główną rolę męską, bo wydaje się być sympatyczny i kochany i no.
- Eh, nic takiego. Trochę pośpiewam i potańczę. Wolę nie pchać się do przodu w musicalach Marka. Serio, jest ciężko. - okej, pocieszyłeś mnie.
- Dasz mi chwilkę? Muszę przeczytać ten cały formularz.
- Daj spokój, po prostu go podpisz.
- Nie.
- Tak.
- Nie. Chcę go przeczytać.
- Nic ciekawego, zaufaj mi. - mrugnął do mnie.
- Okej, oddajcie swoje formularze – usłyszałam głos Marka. - Och, chyba, że ktoś nie zgadza się z jakimś podpunktem?
Nikt się nie zgłosił, więc chyba rzeczywiście nie ma tam nic takiego co mogłoby mi przeszkodzić w odegraniu roli. Szybko złożyłam podpis i udałam się do wyjścia.
- Do zobaczenia jutro na próbie, Camilo Carter! - usłyszałam głos Sama.
Przyjaźnie pomachałam mu na pożegnanie i wyszłam z sali B5.
- Ej, Cam! - za mną biegła Lucy. - No, no, niezły.
- Co?
- Ten cały Sam. To on gra główną rolę? Jeśli tak to mega ci zazdroszczę!
- Nie, nie on.
- A kto? - dopytywała się.
- Nie wiem, nie znalazłam go na liście, bo Sam przyszedł i...
- Zaczął z tobą flirtować.
- Nieprawda!
- Przestań się sprzeczać. Widziałaś jak na ciebie patrzył? Myślę, że on cię lubi.
- A ja myślę, że masz coś z głową – zaśmiałam się. - Nieważne, do zobaczenia jutro.
W drodze powrotnej zaczęłam zastanawiać się czy ten Sam rzeczywiście może mnie lubić.
Lubię, gdy chłopacy mnie lubią.


 Dziś musicie mi wybaczyć, bo jest króciutki rozdział i do tego bez Bruna, ale obiecuję, że się poprawię i dodam coś jak najszybciej, być może już jutro!

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział jak i całe opowiadanie. Muszę przyznać, że zaczynam się wkręcać ;*
    Widzę, że rodzina Carterów się powiększa - w moim ff główną rolę gra Sam Carter. Jeśli chcesz to zapraszam do mnie. http://www.doyoulovemebruno.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten Sam... ech... czuję że coś tu nawywija :D
    A mi tak Carter coś świata od początku tego opo i teraz wiem!!! Mrs. Carter - Beyonce <3 :D
    Madeline - uch... ta to bedzie kłody pod nogi kłądła :)
    Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń